Marzenia nie tylko w balonach, wrzesień 2012
Autor: Adriana Denys
Wrzesień. Chłodny sobotni poranek, godzina 8.50. Stoję przed kolumną Zygmunta w Warszawie, jestem przed czasem. Nie czekam sama, są ze mną ludzie z mojej klasy. Aura nieciekawa, wczesna pora, a jednak jesteśmy. Co nas wtedy przyciągnęło? Czy ciekawie zredagowana ulotka, chęć poznania czegoś nowego? A może obiecująca recenzja pani profesor Wioletty Ciak?
Im bliżej 9.00, tym więcej zjawia się młodzieży. W końcu pani profesor prowadzi nas we właściwe miejsce: to Stara Prochownia przy ul. Boleść 2. Od progu — specyficzny klimat: zapach piwnicy, półmrok. Wchodzimy do niewielkiej sali. Szybkie spojrzenie: laptop, projektor i krzesła ustawione w koło. I młode, sympatycznie wyglądające kobiety. Niepewnie zajmujemy miejsca. Zaczyna się. Panie przedstawiają się: animatorki kultury, prowadzą fundację Przystanek Twórczość. Jest też fotografka, która robi nam zdjęcia. Kiedy słyszę, że warsztaty potrwają sześć godzin, mimowolnie rzednie mi mina. Co będziemy tu robić tak długo? Dostajemy ankiety, mamy wypełnić swoje dane. W tym czasie pokazują nam regulamin zajęć i tłumaczą, na czym polega spotkanie. Brzmi obiecująco. Na początek każdy z nas ma się przedstawić i powiedzieć o swoich doświadczeniach artystycznych. Myślę sobie: niebanalnie. W końcu dowiem się czegoś nowego o klasie. Jak zwykle, nikt nie chce zacząć. W końcu na pierwszy ogień idzie Marta. Potem jest już z górki. Ludzie opowiadają — teatr, literatura, taniec, sztuka, muzyka… Jestem pod wrażeniem. Marta gra na flecie poprzecznym, Olimpia pisze wiersze, Ania bierze udział w konkursach fotograficznych i ma już pierwsze sukcesy. Każdy ma jakieś osiągnięcia, każdy wyjątkowy…
Kolejne zadanie i dużo śmiechu. Zostajemy podzieleni na grupy i dostajemy karteczki. Na nich nazwy maszyn, które mamy przedstawić za pomocą ciała. Liczy się nasza inicjatywa i kreatywność, a więc do sal! Mamy tylko 5 minut. Działamy! W gruncie rzeczy „zagrać” kosiarkę, toster czy pralkę nie jest łatwo. Krótka konwersacja i próba generalna. Już wołają nas animatorki, czas zaprezentować swoje dzieło. Jedne zagadki prostsze do odgadnięcia, nad innym trzeba pomyśleć. Dalej... Tym razem maszyny są tworem wyobraźni pań prowadzących warsztaty. Ćwiczenie znacznie trudniejsze, potrzeba więcej czasu. Maszyna do rozweselania, do nabierania większej pewności siebie, do opieki nad dzieckiem. Tylko jak je właściwie przedstawić? Znów chwila do namysłu i prezentacja. Moja drużyna ukazuje automat do nabierania większej pewności siebie. Jestem zagubioną, smutną dziewczyną. Klęczę z twarzą schowaną w dłoniach. Zdziwiona dźwiękami, jakie wydaje maszyna, podnoszę głowę do góry. Im większą pracę wykonuje urządzenie, tym bardziej się podnoszę, a na twarzy powoli, z trudem ukazuje się uśmiech. Wyprostowana, szczęśliwa i pewna siebie wracam do codzienności…
Kolejne ćwiczenie. Na karteczkach zapisujemy markerem to, z czym kojarzy nam się kultura. Odpowiedzi jest wiele, ale nie czytamy ich. Kierujemy się z naszymi pomysłami do dużej sali obok. Tam pierwsza osoba zaczyna ujawniać zapisane myśli i kładzie arkusze na podłodze w rzędzie. Ci, którzy mają podobne, ustawiają się za nią. Ale jest kreatywność, artyzm, muzyka, koncepcja! Naprawdę imponująca lista. Co dalej?
Dzielimy się na zespoły, animatorki rozdają kolorowe brystole. Zadanie? Narysować dom. W oknach muszą się znaleźć nasze zainteresowania, na dachu wspólne cechy, z komina zaś mają unosić się nasze oczekiwania związane z warsztatami. Ile nas łączy… Lubimy lody, pizzę i wakacje. Oczekujemy dobrej atmosfery, wzmocnienia i … wiedzy. Nagle ktoś mimochodem mówi o poczęstunku i natychmiast wszyscy robimy się bardzo głodni. Animatorki zapraszają na napój i ciasteczka.
Najedzeni zajmujemy miejsca, ale nie na długo. Dostajemy arkusze. Musimy przelać na papier to, o czym właśnie myślimy. Pomysły są różne: dzisiejszy wieczór, dobra kawa, obiad, średniowiecze czy kalosze. Na kartce mamy napisać: A ty o czym myślisz? W pośpiechu ubieramy się i wychodzimy. Mijają nas tłumy — uczestnicy spaceru charytatywnego Ecco Walkathon. 10 km dla szczytnego celu. Stajemy w szeregu, każdy trzyma kartkę. Przekonujemy ludzi do zapisania swoich myśli. Reakcje różne — dystans, „nie mamy czasu”, zaciekawienie. W końcu sukces! Starsza pani nieśmiało — „myślę o gorącym napoju”. Lawina ruszyła… Czytają, piszą, pytają… Przeważa ciepły posiłek i dobra kawa czy herbata. Rzeczywiście. Pogoda nie nastraja pozytywnie. Podchodzi małżeństwo. Mężczyzna pisze o zaplanowanej, dalekiej podróży, kobieta uśmiecha się i pisze o nim. Dziewczyna — urzędnik skarbowy. Na arkuszu widnieją już pierogi, masaż, czekolada, gorąca kąpiel, dobry film. Starsza pani myśli o nas. Chwilę potem podbiega para cudzoziemców: orientalna blondynka i ciemnoskóry facet z kamerą. Chcą wrócić do Iraku. Mały chłopczyk pisze z poważną miną, że myśli o życiu. Stoimy tak z pół godziny, a ja mam wrażenie, jakby minęło 5 min. Dużo ciepłych, szczerych ludzi. Wzruszenie… Musimy wracać, biegiem do kamienicy!
Animatorki pytają: Jak wrażenia? Kasia z uśmiechem: „Oby więcej takich akcji”. Zachwycona. Jak większość z nas! Czytamy hasła: niektóre zabawne, inne zastanawiające. Wymieniamy się uwagami. Dużo pozytywnej energii.
Dostajemy kartki, dzielimy się na zespoły i opisujemy działania… Odpowiedzi podobne: wyrażenie siebie, zabawia, dobra energia, uśmiech, pokolorowanie szarej rzeczywistości.
Wracamy na swoje miejsca. Pani włącza projektor i puszcza pierwszy film. Młodzież na warszawskiej Pradze. Szare, odrapane blokowisko; biedę widać gołym okiem. Brodaty mężczyzna nawołuje młodych ludzi i w jednej chwili są razem. Szczudła, szczudła! Każdy chce spróbować na nich chodzić. Skaczą, podnoszą ręce do góry — chcą być pierwsi. Prowadzący wybiera chłopca, a ten jest zachwycony: uśmiechnięty od ucha do ucha, ma niespożytą energię. Potem ostrożnie staje na szczudłach i z pomocą asekuratora próbuje chodzić. Idzie mu mozolnie, jednak marszczy czoło, poważna mina i utrzymuje równowagę. Brawo! Dzieciaki wtórują, dopingują: „Dalej Krzyś! Dasz radę! Szybciej! My też chcemy!” Gdy skończy, opowie, jak to uwielbia, bo — „wolność”, „radość”, „patrzyć z góry!”. Pan z brodą organizuje teatr uliczny i zajmuje się dziećmi z dysfunkcyjnych patologicznych rodzin. Daje im trochę radości…
Filmów było więcej. Podkrakowska wieś i młodzież organizująca przedstawienia teatralne w kościele pod wodzą polonistki czy dorośli organizujący wyjazdy młodzieżowe do wioski Indian. Happening w Warszawie: przechodnie dostają 2 patyki i mają stworzyć jakiś rytm, melodię. Grają starsze panie, mężczyzna wystukuje takt na słupie wysokiego napięcia. Każdy inaczej: młodzi ludzie energicznie, żwawo. Starszyzna ze skupieniem, powoli. Różne temperamenty.
Proponujemy grę: supeł. Rozsypanka, łapanka… Koło! Pełno zabawnych ruchów, chichotów i nawoływań: „W tę stronę!”; „Przejdź pod spodem”; „Odwróć się”, „Nie tu, tam!”.
To już półmetek warsztatów. Dostajemy kolorowe biurowe karteczki. Nasze zadanie — opisać swoje marzenia. Niektórzy piszą od razu, inni muszą trochę pomyśleć. Na twarzach uśmiech, rzadziej zaduma. Sięgam po baloniki, w które mamy włożyć nasze pomysły. Zbieramy się i ruszamy na miasto. Niedaleko na ogrodzeniu zawieszamy nasze prace. Niektórzy nie idą na łatwiznę i wręczają balony osobiście. Biegnę z Zuzią do policjantek. Są bardzo zaskoczone, przebąkują coś o służbie. Nie poddajemy się. Jest. Młoda para. idziemy szybko w ich stronę. Przystają zdziwieni, ale biorą balony, uśmiechają się i idą przytuleni dalej. Ciekawe kiedy to przeczytają? I jaka będzie ich reakcja?
Właściwie to już koniec warsztatów. Koniec? Dla mnie to początek. Warsztaty otworzyły w moim życiu jakąś furtkę. Poznałam bliżej kilkanaście osób, z którymi przyjdzie mi spędzić najbliższe trzy lata nauki w liceum. Zobaczyłam nieobojętnych na drugiego człowieka ludzi. Myślę tu nie tylko o tych, którzy pomagali, ale i o tych, dzięki którym warsztaty się odbyły. Bliskość drugiego człowieka, nawet tego obcego, który maszeruje w słusznej sprawie w Ecco Walkathonie… To jest to!
|
| | | |
|