BAŁKANY
NA PODWÓJNEJ CIĄGŁEJ Natalia Bała, klasa 2e Burza mózgów - gdzie by tu pojechać? Rumunia? Ukraina? a może Bałkany? Tak! Bałkany. Organizacja sprawna jak zawsze… 6 kwietnia, nasyceni świątecznym jedzeniem, gotowi na odpoczynek, wyruszyliśmy w drogę. Pożegnanie, silnik odpalony, w głośnikach słychać głos prof. Sochaczewskiego czytającego listę obecności. Paszporty zebrane, możemy ruszać…Podróż mijała szybko, nawet bardzo szybko. Zanim się obejrzeliśmy, już byliśmy na postoju w Częstochowie. Mknęliśmy, niczym wiatr znad morza mknie pośród fal. Kolejne postoje, w końcu Budapeszt. Noc była chłodna, wręcz lodowata. Nawet Turul (ptak, który miał przyprowadzić Madziarów na obecne tereny Węgier) nic nie zdziałał. Na górze jeszcze zimniej, ale widoki na Budapeszt cudowne, ahhhh i te mosty, które są uwielbiane przez niedoszłych samobójców. Większość wybiera most Elżbiety ze względu na jego ogrom i piękne (niegdyś) zdobienia. Ostatnie spojrzenie na Dunaj - czas ruszać dalej. Przed nami noc w najlepszym miejscu, o jakim każdy marzy - w AUTOKARZE. Wszyscy już się ułożyli do snu. Żadnych bajek na dobranoc - słychać tylko szum pędzącego pojazdu. W oddali muzyczka leci - a nie… to moje mp3. Księżyc był w swojej III fazie, oświetlał drogę błądzącym po bezdrożach. Niewygodnie, skurcze łapią. Miejsce w przejściu zajęte - pozostaje podpórka na łokieć… Cisza. Gwałtowne hamowanie - indyk na drodze. Ktoś się ślizga po podłodze. Gobulacz - twierdza, gdzie prawdopodobnie zginął Zawisza Czarny. Ruiny, wąskie schody, woda, mała stacja benzynowa. Chcemy jechać dalej - Belgrad czeka. Na granicy troszkę nas przetrzymali, ale pieczątki są. Już przed 11.00 byliśmy w hotelu. Pora zwiedzać. Z parasolami w ręku maszerowaliśmy chodnikami wśród starych budynków. Mieszanka zniszczeń i nowych sklepów. Idziemy, idziemy, trampki przemokły. Centrum stolicy sprawia wrażenie europejskie z dodatkami w postaci meczetów, cerkwi i katolickich domów bożych. Ciągle pada, a my przechodzimy koło kantorów, w których panie - ciekawe świata - próbują nawiązać z nami jakiś kontakt. Miasto zwiedzone - teraz czas wolny. Magnesy, pocztówki - wszystko jest i jeszcze bilet na autobus. W autobusie ciasno, bilety kasowaliśmy przez całą naszą podróż. Potem obiad, czas wolny, pakowanie, bo już jutro z rana wyruszamy do Bośni i Hercegowiny. Piękna pogoda. Jedziemy przez góry - kręte drogi. Nareszcie w Sarajewie. Na placu drewniana studzienka. Centrum otoczone z 4 stron meczetami. Muezin nawołuje na modlitwę. Dalej widać kościół. Stolica z niewielkimi wpływami europejskimi. Na straganach pełno bzdurek z mosiądzu, breloczki, talerze. Zostało sporo śladów zniszczeń - nie wiadomo w jakim celu pozostawionych? Przyzwyczajenie? Doszliśmy do miejsca, gdzie rozpoczęła się I wojna światowa, gdzie 28.06.1914 został zastrzelony książę Franciszek Ferdynand (przez Gawriła Principia)…Czas wolny. W kawiarniach pełno ludzi. Potrzebny kantor - ciężko znaleźć. Można płacić w euro, ale reszta jest w bośniackich KM, nazywanych przez nas Kilometrami. W barach serwowany jest Cevapcici (pita z paluszkami z mięsa baraniego oraz z siekana cebulą). Pora wracać. Po południu dotarliśmy do Mostaru. Szukanie hotelu, obiad, czas wolny. Problemy z łazienką (jedna na 5 pokoi) - przepychanki. Kolejny dzień przyniósł zwiedzanie okolic Mostaru. Zamek i meczet w Pocitejl. Suszone owoce pod meczetem - żurawina, morele, figi. Kolejnym punktem były wodospady Kravice. Można było zażyć kąpieli, ale woda była za zimna. W Medjugorje gorąco. Wchodzimy na górę objawień. Kamienie ostre jak brzytwy, Trampki się nie sprawdzają. Doszliśmy - chwila ciszy, rozważań. Schodzimy na dół. Pora na pamiątki - można tu kupić wszystko z wizerunkiem Matki Boskiej (śpioszki, czapki, koszulki, kubki). Podeszliśmy pod rzeźbę Chrystusa Andrej’a Ajdić’a. 3 lata po umieszczeniu jej na terenie sanktuarium z prawego kolana Jezusa zaczęła wyciekać jakaś oleista substancja. Trudno było się dostać w jej pobliże, było tam wiele osób, które każdą kroplę cieczy zbierały na specjalne chusteczki. Pomodliliśmy się w kościele i ruszyliśmy dalej. Blagaj - kolejny punkt naszego planu. Tutaj mieści się tajemniczy klasztor derwiszów, bajkowo wciśnięty w skałę, spod której wypływa rzeka Buna. Mogliśmy napawać się pozostawionymi przez nich wnętrzami. Przez drewniane kratki w drzwiach, oglądamy trumnę muzułmańskiego świętego. Skrzypiące deski w podłodze uginają się sprawiając wrażenie, jakby za chwilę miały popękać. Kobiety nie mogły od tak sobie tam wejść - musiałyśmy mieć chusty na głowach i nogi zakryte fartuchami. Ostatnie miejsce, które mamy zwiedzić to Mostar - Stary Most, który został zbudowany za czasów osmańskich w drugiej połowie XVI wieku. Przez wieki był symbolem pojednania Wschodu z Zachodem - chrześcijaństwa z islamem. Symbol ten 9 listopada 1993 roku celowo zniszczyła podczas wojny bośniackiej chorwacka armia. Zaraz po wojnie, w 1995 roku przy wsparciu UNESCO podjęto trud odbudowania go. Kamienie, z których się składa, są tak bardzo wyślizgane, że trzeba chodzić po progach, aby się nie przewrócić. Elementy orientalne wśród pamiątek. W pobliskich restauracjach można było spróbować Burke i baklavy (bardzo słodkiego ciasta z miodem i orzechami). Czas mijał szybko, trzeba było zrobić zakupy na podróż i się spakować. Jutrzejszy dzień zapowiadał się ciekawie - Dubrownik, Split, Zagrzeb…. Ahhhh ten Dubrownik - największe turystyczne miasto - przywitał nas ogromnymi statkami pasażerskimi. Mury obronne miasta o grubości 5 m zachwyciły wszystkich. A jakie widoki! Za murami fontanna Onufrego, kościół Zbawiciela z cieniem anioła na ścianie, a troszeczkę dalej kolumna Orlanda, rycerza, którego łokieć (oczywiście ten wyrzeźbiony) służył za miarę w dawnych czasach. O 9.00 wyruszyliśmy do Warszawywy. Jeszcze krótkie zwiedzanie Zagrzebia i już nas nie ma. Wszystko szło zgodnie z planem - mieliśmy być w niedzielę wieczorem w Hoffmanowej. Los sprawił, że z powodu małej niespodzianki za Bratysławą nasza podróż się nieco opóźniła. W Warszawie byliśmy w poniedziałek nad ranem…Udało nam się na chwilę zatrzymać w Zwardoniu na stacji benzynowej. Uczestnicy wycieczki: Uwagi: brak Spostrzeżenia: Okres wegetacji roślin w tamtych regionach już się dawno rozpoczął - niektóre roślinki już nawet zakwitły. |